Półtora miliona dolarów odszkodowania
Przeglądając dzisiaj internet, przeczytałem na vortalu dobreprogramy.pl wiadomość o tym jak za nieudostępnienie haseł do miejskiej sieci FibreWAN w San Francisco, jej administrator zastał skazany na 4 lata więzienia i zapłatę 1,5 miliona dolarów odszkodowania. Niecodzienne są okoliczności tej całej sprawy jak i wysokość samego odszkodowania. Całość pasuje bardziej do jakiejś hollywodzkiej produkcji, niż czegoś co stało się w rzeczywistości. Zatem jak się zaczęła cała sprawa ...
Nasz pechowy administrator nazywa się Terry Childs, jest człowiekiem który pomagał zbudować i długo administrował całą siecią FibreWAN w San Francisco. Jak się okazało był on także jedyną osobą znającą hasła administracyjne do serwerów infrastrukturalnych. Każdy o tym wiedział i przez długi czas nikomu to nie przeszkadzało. Razu pewnego jego "szefowie" zażyczyli sobie przekazania haseł, na co otrzymali odpowiedź odmowną. Sytuacja patowa trwała przez 12 dni, po czym nasz administrator został aresztowany przez policję. Hasła "wyjawił" dopiero po aresztowaniu. I co z tego, pewno można by zapytać ? Nie chciał ujawnić, to się w końcu doigrał, w końcu to nie jego sieć, a on był tylko zatrudnionym przez miasto San Francisco.
Pierwsze co może budzić wątpliwości to jak cała sytuacja została przedstawiona w mediach. Wg artykułu "media przedstawiają głównego bohatera jako maniakalnego cyberterrorystę, który przez niemal dwa tygodnie trzymał miasto za zakładnika". Mamy tu jak zwykle do czynienia z szukaniem taniej sensacji i "wyolbrzymianiem rzeczywistości". Ale niczego lepszego nie można się spodziewać po dziennikarzach. Tych kilku rzetelnych tonie w morzu tych szykających "tanich wiadomości".
Drugie co może się nie podobać to sama wysokość wyroku i odszkodowania. Mam wrażenie, że jest to typowy wyrok miedialny, pod publiczkę. Cała afera wydaje się być skutkiem nieporozumienia pomiędzy administratorem a urzędnikami. Sam Terry Childs mówi, że nie ujawniał haseł bo bał się niekompetencji swoich przełożonych. Nie ma w tym nic dziwnego, że administrator "boi się" dać dostęp do systemu osobom, które do tej pory jakoś w ogóle się nie interesowały całą sprawą ("działa to w porządku, reszta mnie nie obchodzi"). Nie wiadomo co dokładnie się działo przez te 12 dni, ale sądzę że nie jest wykluczonym, że np. ktoś chciał się po prostu pozbyć niewygodnego człowieka.
Piszę to trochę na gorąco i chaotycznie, ale jestem ciekaw zdania innych osób. Zwłaszcza jak Wy byście się zachowali w sytuacji, gdybyście wiedzieli, że macie niekompetentnego szefa, a on pewnego dnia zażądał od Was dostępu do kluczowej instalacji w firmie, aby np. "sobie coś zobaczyć". Sytuacja patowa ?